Gdyby zapytać przypadkowej osoby z czym kojarzy mu się Transylwania, zdecydowana większość odpowiedziałaby, że z Draculą. Bo jest to swego rodzaju wizytówka tego regionu. Nie bez przyczyny zresztą. To tutaj, w mieście, które wielu uważa za najpiękniejsze w Rumuni urodził się Vlad Palovnik, który jest pierwowzorem krwiożerczego hrabiego. Sighisoara, bo o niej mowa nie odżegnuje się bynajmniej od bycia kojarzoną z Draculą. Wręcz przeciwnie! W mieście można odwiedzić zarówno dom, gdzie się urodził, a który to w formie muzeum udostępniono turystom. Można też spojrzeć Palovnikowi prosto w oczy, bo stoi tu jego pomnik.
Ale nie samymi wampirami człowiek żyje. Dla bardziej wymagających Sighisoara ma pięknie zachowane stare miasto z klimatycznymi, wąskimi uliczkami. I jeśli mam na myśli wąskie, to takie, gdzie samochód mieści się z trudem. Piesi w czasie takiego przejazdu stoją po bokach drogi na wdechu. I wtedy jest szansa na bezkolizyjny przejazd. Uliczki wyłożono brukiem, więc nie polecam zakładania obcasów. Chyba, że bardzo chce się zostać utrzymankiem ZUS-u i odpocząć w domu
z którąś z kończyn w gipsie. To wtedy takie obuwie jest jak najbardziej wskazane.
Podobno układ miasta jest niezmieniony od czasów średniowiecza. Być może to było jednym z powodów, dla których Sighisoara została wpisana na listę UNESCO. Zasługuje na to, jak nie wiem. Bo nagromadzenia tylu zabytków na tak niewielkiej przestrzeni dawno nie widziałam.
Być może mam zbyt bogatą wyobraźnie, ale chodząc niespiesznie ulicami miasta byłam w stanie wczuć się w jego klimat. Franka poszła o krok dalej - zapragnęła chyba usłyszeć minione wieki i tętent końskich kopyt na bruku. Cóż zrobić? Genów nie wydłubiesz...
Sighisoara z pewnością jest miastem, do którego warto zajrzeć. Dotknąć wielowiekowych murów i wsłuchać się w gwar miasta. Tylko trzeba uważać, żeby nie wdepnąć przypadkiem w rynsztok. ;)
Komentarze
Prześlij komentarz