Wchodząc w las niczym ten Czerwony Kapturek proponuję wziąć standardowe wyposażenie w postaci koszyczka z jedzeniem i napitkami a pomiędzy nie wcisnąć jakieś źródło światła. Najlepiej latarkę, która przyda się z pewnością, bo po przejściu jakiegoś kilometra ze zdziwieniem zobaczymy bunkry. I to nie jakieś popierdółki, ale cały system połączonych ze sobą pomieszczeń. Ba! Niektóre są nawet dwupoziomowe!
Dziś można dojść do nich bez żadnego problemu, podczas gdy nie tak dawno, bo jeszcze w latach 80. ubiegłego stulecia teren ten był ogrodzony a druty, które go okalały znajdowały się pod napięciem. Osobom postronnym nie było wolno zapuszczać się w te rejony a wiedza na temat tego, co znajduje się na zamkniętym terenie była ściśle strzeżona. Cóż więc kryły te tajemnicze budowle? Oczywiście teorii jest mnóstwo, jak to zwykle bywa przy tego typu obiektach. Tym, co wiadomo na pewno jest fakt istnienia w tym miejscu radzieckiej bazy wojskowej a same bunkry wybudowano tak, żeby i atom nie był ich w stanie ruszyć. I to w sensie dosłownym. Podobno z tego miejsca sterowano całą flotą radzieckich okrętów wojennych. Dziś z całego kompleksu nie zachowało się nic - wybebeszono wszystko, co się dało. Nawet płytki na ścianach i podłogach nie były się w stanie uchować.
Aktualnie we wnętrzach możemy się natknąć co najwyżej na resztki izolacji, którą ktoś przedsiębiorczy opalał z kabli. Swoją drogą, zawsze mnie zastanawia fakt, że komuś chce się targać przez pół lasu taki ciężar. Ja wiem, że może kasa z tego niezła, ale ile się trza napocić przy tym. Bo nawet na jakimś wózku ciężko to przewieźć - wszędzie leży piach. Ale ja się nie znam...
Co do bunkrów... kiedyś były zamaskowane przez rosnące tu drzewa i wydmowe wzgórze, dziś za "kamuflaż" robią napisy. Głownie w formie rysunków, choć zdarzają się i takie upamiętniające jak sądzę czyichś idoli.
Napisy znajdziemy również w środku, ale te są pozostawione przez stacjonujące tu niegdyś wojsko.
Fajnie tak posnuć się korytarzami i odkrywać historię, by później skorzystać ze swojego koszyczka i zrobić sobie kawę w tak pięknych okolicznościach przyrody. I tylko trzeba uważać, gdzie się stoi, bo można zostać pożartym żywcem. Przez ogromne, żądne krwi mrówki.
Komentarze
Prześlij komentarz