Nie wiem, czy Helena Vondráčková śpiewając Malovani Dzbanku myślami była w Zalipiu,
ale szczerze mówiąc wcale by mnie ten fakt nie zadziwił.
Jest to bowiem miejsce, gdzie oprócz dzbanków malowane są wiadra, rowery a nawet żarówki. Ba! Domy całe!
Wieś jest tak kolorowa, że wygląda, jakby wyszła wprost z kart jakiejś baśni. Praktycznie na każdym budynku można znaleźć choć maleńki ślad pięknych wzorów.
A nie jest to skansen, lecz miejsce, gdzie żyją i mieszkają ludzie. To oni sami ozdabiają swoje domostwa. Chcąc zobaczyć, co Zalipie ma do zaoferowania, dobrze zrobić sobie spacer i poświęcić na niego trochę czasu, żeby wczuć się w ten klimat i chłonąć to, czego jak sądzę nie zobaczycie w innym miejscu. Przechadzkę dobrze zacząć w Domu Malarek, wziąć mapę i podążyć za jej wskazówkami.
Koniecznie zajrzyjcie też do Zagrody Felicji Curyłowej. Nie jest ona olbrzymia, ale tak klimatyczna, że ja wchodząc na jej teren, nieswojo się czułam bez korali, wianków na głowie i innych elementów stroju regionalnego. ;)
Myślę, że mogłabym tam siedzieć godzinami, jednak czas nas nieco naglił, gdyż byliśmy w drodze na wakacje. Musiałam więc pozbierać szanowne swe cztery litery i opuścić ten piękny zakątek. Zajrzeliśmy jeszcze do pobliskiego kościoła, który nie dość, że jest pięknie ozdobiony, to sam w sobie ma bardzo ciekawą formę.
Mieliśmy to szczęście, że byliśmy tam w tygodniu, jeszcze przed rozpoczęciem wakacji, więc uniknęliśmy tłumów. Choć myślę, że jest to na tyle rozległy teren, że nawet spore ilości ludzi sobie nie przeszkadzają.
Komentarze
Prześlij komentarz