Przejdź do głównej zawartości

Drezyną przez Małopolskę

W ubiegłym roku jadąc przez Małopolskę wypatrzyłam gdzieś baner ze zdjęciem drezyny 
i informacją, że to taka lokalna atrakcja turystyczna. Ło matko i córko! Małom se głowy nie wykręciła wówczas. Jako miłośniczka kolei wszelakiej zaczęłam przetrząsać wszelkie możliwe źródła
 informacji , żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Niestety, był to okres pierwszej fali pandemii, 
więc wszystko było zamknięte na głucho. 
Ale, jak wiadomo, co się odwlecze to się potroi... 

W ubiegły weekend postanowiliśmy sprawdzić sami na własnej skórze, jakie to fajne. 
Pojechaliśmy w ciemno - bez sprawdzania czy jest otwarte, jakie są godziny kursowania, czy trzeba rezerwować. Szczerze mówiąc nawet mi to nie przyszło do głowy - taka byłam podekscytowana.  
I jak mawia stare przysłowie głupi ma zawsze szczęście. Nie dość, że przyjechaliśmy idealnie, żeby odbyć kurs (10 minut później już byśmy pocałowali klamkę) to była wolna drezyna. Tak, jakby czekała specjalnie na nas. ;) 
Postarajcie się nie zgubić zakupionych biletów, bo w sekrecie Wam powiem, że na trasie mogą być sprawdzane. I po co komu spisywanie, mandaty i inne kłopoty. ;)



 Drezyny są rowerowe, więc napędzamy je za pomocą siły własnych nóg. Kiedy zobaczyłam, że do przejechania jest odcinek ponad 11 km, lekko się zaniepokoiłam, bo z tego, co pamiętam, na rowerze siedziałam ostatnio z jakieś 15 lat temu. No nic... przynajmniej miałam pewność, że drezyna trzyma się stabilnie i nie nie wrócę do domu w podartych gaciach. Chociaż przy moich możliwościach dziwne by to nie było. 


Drezynami jedzie się jak w życiu - raz pod górkę, raz z górki... Najgorsze było to, że początkowo tory wiodły głównie pod górkę. I kiedy już zaczęłam się w myślach opierdzielać za swoje pomysły, nagle teren się wyrównał. Do tego stopnia, że mogłam się nawet porozglądać wokół i docenić piękno przyrody. Nagle okazało się, że ta jazda jest całkiem przyjemna. 


Mijaliśmy po drodze kilka stacji - przy niektórych panowie prowadzący przejazd opowiadali historię miejsc, które odwiedzaliśmy a przy niektórych zmieniali kierunek ruchu. 

Jedną ze stacji byłą Winnica. Nazwa nie jest tu przypadkowa, bowiem znajduje się tam najprawdziwsza wytwórnia wina. Organizatorzy zawieźli nas tam ku uciesze ogółu. 
Winnica Czak jest wytwórnią rodzinną i mieliśmy okazję posłuchać opowieści o tym, jak powstaje boski płyn, winem zwany. Mogliśmy także zobaczyć uprawy (które w tym roku 
ze względu na pogodę nie zdążyły wypuścić pąków) oraz zakupić miejscowy trunek. 
Ufff... przyznacie, że jak na jedną wycieczkę atrakcji moc. :)



Z informacji praktycznych:
  • Stacja znajduje się w Regulicach
  • Wynajęcie drezyny to koszt 70 zł (2 osoby napędzające + 2, które mogą się w tym czasie rozkoszować widokami i czuć powiew wiatru we włosach)
  • przejazdów jest ok. 5 w ciągu dnia - zaczyna się z reguły ok. 9:15, kolejne średnio co 2 godziny.
  • najlepiej dokonać rezerwacji na stronie klik, żeby się nie zadziwić po przyjeździe.
I duuuużo frajdy Wam życzę. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kontrowersyjny Ogród Niewiniątek

Kilkanaście lat temu zaczęły się masowe wyjazdy Polaków za granicę  w celach zarobkowych.  Na tej sytuacji mocno cierpiały rodziny a najbardziej dzieci, które musiały znosić rozłąkę z rodzicami. To zainspirowało artystę - Sylwestra Ambroziaka do stworzenia instalacji poświęconej Eurosierotom. Składa się ona z 22 rzeźb wykonanych z żywicy epoksydowej i można ją zobaczyć w dzielnicy Katowic - Szopienicach. Część instalacji znajduje się na terenie Browaru Mokrskich przy ul. Bednorza a część na trawniku przed nim.  Pomimo tego, iż rzeźby pojawiły się już w 2015 r, do dziś wzbudzają spore kontrowersje. Jedni widzą w nich zdeformowane dzieci, inni przybyszy z obcej galaktyki. I chyba nie ma osoby, która przeszłaby obok nich obojętnie. Mnie się podobają, ale jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje. 😉

Sakralne ruiny w lesie

 Kiedy pewnego czerwcowego wieczoru weszliśmy do lasu nieopodal Lwówka Śląskiego, nie spodziewałam się, że znajdziemy tam kawał historii. A trzeba powiedzieć, że dojście do łatwych nie należało, bo pozwoliliśmy się prowadzić wujkowi Google. I dziś wiem, że nie był to najlepszy pomysł, bo ten postanowił pokazać nam wszystkie okoliczne drzewa, krzewy i co tam jeszcze było. Całe szczęście teren nie był zbyt rozległy, bo moglibyśmy tam chodzić po dziś dzień...  Kiedyśmy już tracili nadzieję, oczom naszym ukazał się cmentarz. Przeszliśmy przez resztki muru i wkroczyliśmy do innego świata. W powietrzu czuć było tajemnicę. Zawsze w takich miejscach zastanawiam się nad losem ludzi, którzy znaleźli tam wieczny spoczynek. Kim byli ci, których groby później rozkopywano? Komu poświęcono płyty nagrobne, których resztki można dojrzeć spod wszechobecnego bluszczu? Słyszałam, że grzebano tam doczesne szczątki sióstr zakonnych, które posługiwały w pobliskim domu pielgrzyma.  Dom św. Szymo...

Pałac Sybilli czyli śląski Windsor

  Szczodre to niewielka miejscowość niedaleko Wrocławia. Zajrzeliśmy tam na początku roku, bo znalazłam gdzieś informacje, że jest tam stary, poniemiecki cmentarz. Ło panie... cmentarz? Toż pojechać tam natentychmiast trzeba! Jako, że u mnie chcieć to móc, już za chwilę byliśmy na miejscu.  Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że na terenie cmentarza był kiedyś teatr, który następnie zlikwidowano, postawiono kaplicę z przepięknym marmurowym ołtarzem a teren przyległy przeznaczono na pochówki. Pozwiedzałam nekropolię, która dosłownie tonie w zieleni, spod której wychylają się nieśmiało pojedyncze mogiły. Nad całością góruje mauzoleum, które wielokrotnie było bezczeszczone. Zapewne "poszukiwacze skarbów" uznali, że w tak okazałym grobowcu musi być pochowany ktoś ważny i bogaty, więc warto zajrzeć do środka. Bliżej drogi odnaleźć można kilka nowszych grobów, tzn powojennych na których widać ślady nieco bardziej już współczesne, czyli znicze. A przypominam, że to nie listopad. :)  Z...