Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2021

Cichy Memoriał

 Uwaga! Pod żadnym pozorem nie jedźcie na Podkarpacie!  Grasuje tam ktoś, kto może Was uzależnić od swoich prac. Tym kimś jest Arkadiusz Andrejkow .  Na jego dzieła możecie się natknąć w najmniej oczekiwanych miejscach. Bo kto to widział, tworzyć sztukę na stodole czy też starej szopie? W dodatku nie są to żadne współczesne obrazy a odzwierciedlenie starych fotografii.  Przy okazji długiego weekendu na Podkarpaciu, przez przypadek zobaczyłam na jednej ze stodół ni to malunek, ni to graffiti, ale tak ładne, że aż się zagapiłam i stałam z dziwnym wyrazem twarzy przez dłuższą chwilę. . Później jadąc drogą wypatrzyłam coś podobnego w innej miejscowości. Pomyślałam, że nie może to być przypadek i jęłam poszukiwać informacji. Okazuje się, że jest to cykl "Cichy Memoriał", a dzieła o których mowa to deskale.  Prace nie dość, że fantastycznie wyglądają, to jeszcze sprawiają ludziom wiele radości. Bo kto by nie chciał, żeby ze ściany spoglądała na niego babcia, dziadek c...

Mur Berliński na Dolnym Śląsku

 Dolny Śląsk niezmiennie mnie zadziwia. Ostatnio na ten przykład natknęłam się tam na kawałek Berlina. Ściślej zaś mówiąc Muru Berlińskiego. Tego, który dzielił niegdyś stolicę Niemiec na część wschodnią i zachodnią. Skąd takie cuda w niewielkiej Sosnówce, chciałoby się zapytać.  Okazuje się, że na pomysł stworzenia instalacji, złożonej z oryginalnych płyt zburzonego Muru Berlińskiego wpadł stomatolog, dla którego mur stanowił część jego własnej historii.  Ludwik Wasecki, bo o nim mowa założył rodzinę w Szwecji, jednak w Polsce zostali jego rodzice. Ówczesne władze nie wyrażały zgody na jego przyjazd do Polski.  O tym, by rodzice mogli pojechać w odwiedziny też nie było mowy. Postanowili się więc spotykać 2 razy w roku w Berlinie. Rodzice przyjeżdżali do jego wschodniej części a pan Ludwik nie miał większych trudności, aby przedostać się tam z zachodniej. W 1979r postanowił przenieść się do Berlina na stałe.  Kiedy w 1989r zaczął się szturm na Mur Berliński, wzi...

Drezyną przez Małopolskę

W ubiegłym roku jadąc przez Małopolskę wypatrzyłam gdzieś baner ze zdjęciem drezyny  i informacją, że to taka lokalna atrakcja turystyczna. Ło matko i córko! Małom se głowy nie wykręciła wówczas. Jako miłośniczka kolei wszelakiej zaczęłam przetrząsać wszelkie możliwe źródła  informacji , żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Niestety, był to okres pierwszej fali pandemii,  więc wszystko było zamknięte na głucho.  Ale, jak wiadomo, co się odwlecze to się potroi...  W ubiegły weekend postanowiliśmy sprawdzić sami na własnej skórze, jakie to fajne.  Pojechaliśmy w ciemno - bez sprawdzania czy jest otwarte, jakie są godziny kursowania, czy trzeba rezerwować. Szczerze mówiąc nawet mi to nie przyszło do głowy - taka byłam podekscytowana.   I jak mawia stare przysłowie głupi ma zawsze szczęście. Nie dość, że przyjechaliśmy idealnie, żeby odbyć kurs (10 minut później już byśmy pocałowali klamkę) to była wolna drezyna. Tak, jakby czekała specjalnie na nas. ;)...

Czym mogą zadziwić Łażany?

 Bardzo często przejeżdżając przez różne miejscowości zastanawiam się nad ich historią Zdarza się bowiem, że niepozorne miasteczko potrafi skrywać gigantyczne skarby. Tak też jest w przypadku niewielkich Łażan w powiecie świdnickim. Pierwsze, co rzuca się w oczy po wjeździe do miejscowości  (przynajmniej mnie) to stojąca przy drodze ruina. Pewnie latem jest obrośnięta roślinnością, jednak my odwiedziliśmy to miejsce z początkiem wiosny, więc jedyne, co zdążyło się zazielenić to wierzba, stojąca nad brzegiem fosy. Tak, tak... to pałac, który otaczała fosa. Sama ruina była kiedyś dworem obronnym, który powstał w XIVw. Później zmieniano koncepcje i po dwukrotnej przebudowie pałac zyskał charakter stylu barokowego z zachowaniem elementów renesansowych.  Wraz z całym zespołem folwarcznym był własnością wielu znamienitych rodów. Między innymi rodziny Burghass. I to ciekawa historia, bowiem jeden z jej członków - hrabia August zafundował niewielkim Łażanom pierwszy na kontynenci...

Jak szukać pałacu żeby spotkać kurę? Szybki poradnik weekendowy.

  Przez przypadek zajechaliśmy  do niewielkiej wsi w powiecie trzebnickim. Wyczytaliśmy w mojej mądrej aplikacji,  że znajdziemy tam pałac, spichlerz i zabudowania folwarczne. Dwa razy nie trza nam było powtarzać - oczy zalśniły dzikim blaskiem, wzrok momentalnie się wyostrzył i pognaliśmy przed siebie. Odpaliliśmy Google Maps i podążając za jego wskazówkami szliśmy, wypatrując upragnionych zabudowań.  I tak idziemy, idziemy aż tu Google pięknym męskim głosem oznajmia nam, że dotarliśmy do celu.  Fajnie, fajnie... tyle tylko, że staliśmy na ulicy a pałacu żadnego ni widu ni słychu. Jeno zza płotu podejrzliwie zerkała na nas kura. I tak staliśmy sobie, kręcąc się dookoła i zastanawiając się gdzie pójść. Bo ewidentnie ktoś umieścił pinezkę pośrodku niczego.  Z daleka dojrzeliśmy jakieś  zgromadzenie miejscowych, więc wymyśliłam, ze ich zapytamy o drogę. Ledwośmy do nich podeszli a  zza drzew wyłoniła się sylwetka pałacu. Pytać więc nie trza było. I ...